1, 2, 3, 4.Kirai jest... dachowcem? Przez zdjęcia, a raczej przez słaby aparat ma na niektórych dziwną sierść, ale ogólnie ma bardziej taką, jak jest na pierwszym i drugim zdjęciu pod głównym obrazkiem. Miała być u nas na „jedną noc”, ale moja siostra zawsze marzyła o kocie, dlatego ubłagała mamę, że skoro jest zima, to mogłaby zostać jeszcze chociaż na jeden dzień. Pamiętam, że to był weekend, bo było wolne od szkoły. Sęk w tym, że nikt nie pomyślał co będzie po dniach wolnych. Mamy w końcu psa, który nie znosił kotów, na wszystkie podwórkowce się rzucał z kłami. Ale myślę, że nikt specjalnie wtedy nie zwracał uwagi. Każdy z nas widział na blacie taką małą roztrzęsioną kulkę, która się zwijała za każdym razem, gdy tylko ktoś ją dotknął. To były serio mroźne dni, tego kociaka znalazł sąsiad z naprzeciwka. Miał on jednak już jednego kota, psa i szynszylę, więc nie mógł jej zatrzymać, a schroniska o pierwszej były zamknięte. Nadia oczywiście wpadła w szał, jeszcze jej takiej podekscytowanej chyba nie widziałem. Co nie zmienia faktu, że to nie był zbyt dobry pomysł. Wtedy. Ja w poniedziałek musiałem iść do szkoły, tak samo jak Nadia, mama do pracy, jej chłopak również. Zwierzęta zostałyby więc same, a to się mogło skończyć katastrofą (raz mieliśmy żółwia, którego pies zeżarł żywcem, rozszarpał, a potem ja znalazłem pozostałości na białym dywanie). Ogólnie byłem raczej na nie. Tym bardziej, że to ja najszybciej kończyłem tego dnia, więc gdyby była tu rzeź, to ja musiałbym posprzątać przed siostrą.
No i wróciłem.
W pokoju był armagedon. Koc z kanapy rozwalony na ziemi, pełno pluszaków, jakieś duperele, tam doniczka, krzesło przewalone... No i psa nigdzie nie ma. Jak Lara rozszarpała żółwia, to się schowała, bo wiedziała, że zrobiła źle, ale zazdrość ją i tak do tego zmusiła. I wtedy wszedłem głębiej. Już taką rezygnacją mruknąłem leniwe „kici kici” i nagle... coś miauknęło. Spojrzałem pod kaloryfer, o niego oparta była półka, którą na dniach miał przykręcić Mariusz. I co spod niej wyszedł? Mały kociak, który od razu pobiegł w moim kierunku. Lara po chwili wygramoliła się spod biurka, cała zaspana, podeszła do mnie i zaczęła trącić pyskiem.
Następnie dni były już mniej burzliwe. Poza tym, gdy raz Lara za blisko podeszła do kota, ten się wygiął, zaczął syczeć i podrapał ją w nos, aż pisnęła i się cofnęła. W sumie dobrze się stało. Pies zawsze bywał sam rano, bo wszyscy wychodzili do pracy lub szkoły. A teraz ma kociaka, którego zaczęła traktować jak szczeniaka. Raz wywaliła Kirai i zaczęła ją lizać po brzuchu. Nie powiem, żeby kotu się to spodobało, ale... Ogólnie się cieszę, że mamy kota, chociaż drażni mnie czasami ich niezależność i swawola. To, że przyjdzie do mnie tylko wtedy jak robię sobie chleba z szynką, łasi się, jak jem schabowego, a śpi mi na kolanach wyłącznie wtedy, gdy na kaloryferze wiszą ubrania. To wydaje mi się takie fałszywe, ale...
1, 2, 3, 4.Lara już będzie miała 9 lat. Ale to serio najkochańszy pies jakiego miałem. Kij, że pierwszy. Kiedyś bardzo chciałem mieć psa, deklarowałem, że będę się nim zawsze zajmował, że wyprowadzał, mył, szkolił, dosłownie wszystko. No i się zgodzili. Czysto teoretycznie na moją komunię, ale Lara trafiła do nas prędzej. Urodziła się z chorym okiem i to komplikowało całą sprawę. Nigdy nam się w domu nie przelewało, więc coś tak drogiego jak pies raczej nie wchodził w grę. Ale natrafiliśmy na psa o stosunkowo dogodnej dla rodziców cenie. W Toruniu. Tylko, ze był problem. Mój tata nazajutrz miał jechać do Niemiec, do pracy i zabierał samochód. Więc jeśli nie pojechaliby po psa jeszcze tego dnia, nic z tego. A nie mogli po niego jechać, ponieważ dopiero tydzień później właścicielka miała iść z nim do weterynarza na zdjęcie szwów. Jakoś jednak mamie udało się namówić to wredne babsko, obiecując, że pójdziemy z psiakiem do weterynarza tutaj, w Bydgoszczy. No i stało się. Czekałem u cioci przez dwie godziny, które mi się strasznie dłużyły. Kuzyn robił wszystko, żeby zleciał mi czas, ale... co on tam mógł. Dopiero jak zobaczyłem to małe, roztrzęsione zwierzątko na rękach taty, to nie mogłem wytrzymać. Serio, Lara była wtedy dla mnie wszystkim.
Kolejne zwierzę, które dostałem w zimę.
Karmiłem, wychodziłem, trenowałem. Ogólnie wyszło, że odwiedziliśmy weterynarza. No i wtedy matka zdębiała, bo facet się na nią wydarł i wplótł w wypowiedź jedno zdanie: „Czy wyście ogłupieli?
Te szwy to sznurowadła!” Nie wiem w jakich okolicznościach poprzedni lekarz „leczył” Larę, ale zrobił coś nie tak. Dlatego teraz ma bardzo charakterystyczne prawe oko. W sumie na wszystkich zdjęciach niewiele to widać, bo odwraca pysk, ale na trzecim można się dopatrzeć, że u dołu ma... sam nie wiem jak to ująć. Po prostu to wygląda tak, jak człowiek, który położy palec pod okiem i pociągnie nieco na dół. Widać wtedy takie różowe... coś tam. Więc to dokładnie tak.
Lara jest leniwa w domu, na dworze wariuje. Szczególnie wśród zieleni, dlatego lubię ją brać do Myślęcinka, do lasu, żeby się wyhasała. Poza tym jest czujna i zawsze obroni. Wystarczy, że ktoś podniesie rękę zbyt szybko, a już warczy. Na ogół nie lubię, jak zakładają jej kolczatkę. I tak jakoś przewracam ją na drugą stronę. Ja wiem, że labradory mają bardzo grubą skórę i im to aż tak nie wadzi - z tego co słyszałem - ale to i tak nie na moje gusta. Wolę z nią wychodzić na dwór bez kolczatki lub w normalnej obroży. Na pierwszym zdjęciu widać moje niedawne łóżko. Tak. Spałem na brązowo-żółtym materacu, pod powalonym kocem i z poduchą. A pies spał ze mną, bo jakże by inaczej.
Lena... błagam. Nie pytajcie dlaczego tak się nazywa. I ja wiem, ja wiem... widać ją jak cholera, ale to przez to, że wraz z Taigą strasznie się wiercą, więc nie mogę ich zbytnio wychwycić. Lena jest aktywniejsza, czarna, ma taką połyskującą sierść. Dotarła do nas jakieś... pół roku temu może? Lub nawet cały rok... Niedługo przed tym, jak zdechła pierwsza myszka, Tosia II. Na początku ani Tosia II, ani Taiga nie lubiły Leny, gryzły się i piszczały. Potem jednak jakoś się dogadały i... tada. Welcome to family.
Taiga to moja mysz. Dostałem ją na dzień dziecka, moja siostra dostała Tosię II, która niestety zdechła, zanim zrobiłem jej zdjęcie. Tosia była bardzo aktywna, co chwila biegała na kołowrotku, bawiła się, łaziła po klatce. Taiga to całkowite przeciwieństwo, wyłaziła z domku jak już musiała, lubiła jeść, czasami pobiegała w kołowrotku, ale bez rewelacji. Nie przepadała też za chodzeniem w kuli po domu. Nie. Inaczej. Nie, że nie przepadała. Po prostu nie umiała. Serio. Dopiero siostrą ją nauczyła jak w tym chodzić i od tego czasu jakoś jej idzie. ~ Jest biała w brązowe łatki.
Shiro to nasz najnowszy nabytek. Dzisiaj została kupiona. Siostra ubłagała mamę. Nie wiem jakim sposobem. Jest biała z... czerwonymi oczami. Jak mój królik, heh. Komórka mi się chrzani, więc zdjęcie jest jakie jest, ale... ta-da. Oto i ona. W klatce, z której chwilę później wszystkie myszy zostały wyjęte, bo trzeba wyczyścić im „wybieg”.